Nie dotarły do koleżanki. Upiły się do nieprzytomności i wylądowały w szpitalu – wywiad
7 października 2014
Rozmowa z dr. hab. n. med. Andrzejem Brodkiewiczem, prof. nadzw. Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego i lekarzem kierującym Klinicznym Oddziałem Pediatrii, Nefrologii ze Stacją Dializ i Leczenia Ostrych Zatruć w szpitalu SPS ZOZ „Zdroje” w Szczecinie
Pijane dzieci i młodzież to częsty widok na Pańskim oddziale?
Niestety dość częsty. Ostatnio obserwujemy nawet dyskretny wzrost liczby takich pacjentów. Dramatycznie wzrasta natomiast liczba dzieci przyjmujących różne substancje psychoaktywne. Od 1 stycznia do dnia dzisiejszego już ponad 130 pacjentów było u nas hospitalizowanych z powodu zatrucia alkoholem i/lub innymi substancjami.
Stu trzydziestu pacjentów od początku roku?
Tak. Co drugi dzień trafia do nas nieletni pacjent z zatruciem. Trzeba jednak podkreślić, że nasz oddział – Oddział Kliniczny Pediatrii ze Stacją Dializ i Leczenia Ostrych Zatruć – jest specyficzny. Kieruje się do nas tylko ciężkie przypadki. Gdyby doliczyć dzieci i nastolatków trafiających do innych szpitali województwa zachodniopomorskiego, ta liczba byłaby znacznie większa.
Pijane dzieci trzeba zazwyczaj tylko odtruć czy zdarzają się również nieletni nietrzeźwi ze złamaniami czy innymi urazami?
Zdarzają się oczywiście urazy różnych części ciała. Było kilka osób, które musiały być jednocześnie zaopatrywane przez chirurga i ortopedę. Czasem trzeba zszyć głowę czy rękę. Nasi młodzi pacjenci mają zazwyczaj około 1,5 promila alkoholu, choć zajmowaliśmy się też rekordzistą, który miał 3,6 promila w surowicy krwi. Był oczywiście głęboko nieprzytomny.
Jak się zachowują pijane dzieci, które do Pana trafiają?
Zazwyczaj są pobudzone, niegrzeczne, wręcz chamskie. Niekiedy bardzo agresywne, np. w stosunku do personelu, co może skutkować zapięciem ich w pasy bezpieczeństwa. W skrajnych przypadkach wzywamy do pomocy policję, która zawsze szybko i bardzo profesjonalnie radzi sobie z takimi przypadkami. Oczywiście po położeniu do łóżka i kroplówce nietrzeźwi zazwyczaj zasypiają. Po przebudzeniu są już na zupełnie innym poziomie kontaktu. Bardzo często nie pamiętają, co robili. Do nas nie trafiają miłe, sympatyczne dziewczynki, które wypiły sobie pół piwa i mają 0,5 promila alkoholu w surowicy krwi. To jest z reguły powyżej 1,5 promila.
Poza tym oczywiście są osoby z typowymi zaburzeniami równowagi, zaburzeniami koordynacji, aż do ciężkiego stanu zamroczenia. Tak jak wspominałem, zdarzały się osoby głęboko nieprzytomne.
Ile lat miał Pański najmłodszy pacjent?
Najmłodsze dziecko było kilkunastomiesięczne, ale to jest przypadek raczej zabawny. Przerażona matka przyjechała z bąblem, który przez przypadek napił się trochę 40-procentowej wódki. Maluch potrafił już chodzić i ewidentnie wykazywał objawy upojenia alkoholowego. Dostał kroplówkę z glukozą, przespał się i pod koniec dnia poszedł z mamą do domu. Ale to był incydent, z reguły widuje się u nas dzieciaki powyżej 13. roku życia.
Czy są pacjenci, których szczególnie Pan zapamiętał?
Na pewno zapadają mi w pamięć wszyscy nieletni, którzy trafiają do nas głęboko nieprzytomni. W takich sytuacjach zawsze może być niebezpiecznie. Wtedy dzieci są rutynowo podłączane pod kardiomonitor i monitorowane na sali intensywnego nadzoru. W każdej chwili może się coś zacząć dziać: zaburzenia oddychania, zaburzenia akcji serca, drgawki. Ktoś może wymiotować albo się zachłysnąć. Wtedy walczymy już nawet o życie dziecka.
Wśród Pańskich pijanych pacjentów zdarzają się dzieci z tzw. dobrych domów?
Oczywiście. Pamiętam dwie dziewczynki z tzw. porządnych rodzin, bodajże piętnastolatki. Idąc na imprezę do koleżanki, kupiły sobie po małej buteleczce 40-procentowej wódki (250 ml). Każda wypiła swoją. Było lato, bardzo gorąco. Oczywiście natychmiast straciły przytomność, przechodnie po prostu zadzwonili po pomoc. W szpitalu koleżanki leżały sobie po obu stronach sali z podłączonymi kroplówkami, a przerażeni rodzice siedzieli z boku, trzymając je za ręce.
Rodzice są zdziwieni, gdy dowiadują się, że ich dziecko leży w szpitalu z zatruciem alkoholowym?
Wielu z nich jest zszokowanych, nie chce, wręcz nie może uwierzyć. Ale najczęściej trafiają do nas „recydywiści”, więc ich matki i ojcowie już tak bardzo się nie dziwią. Rodzice są zawsze informowani o takiej sytuacji, muszą tutaj przyjechać, a kiedy następuje poprawa stanu klinicznego dziecka, odebrać tych małoletnich pacjentów i zawieźć ich do domu. Zawsze z nami rozmawiają, próbują tłumaczyć naganność takiego postępowania. A pacjent, który trafia do nas po raz kolejny, jest rutynowo kierowany do poradni psychologicznej.
Wśród pijanych małolatów ciągle prym wiodą chłopcy? Podobno rośnie liczba pijących dziewcząt.
Rzeczywiście, na naszym oddziale nie widzę istotnych różnic między płciami. Jest to zmiana, bo kiedyś znacząco dominowali chłopcy.
Czy można wskazać jakiś okres w roku, kiedy pijanych dzieci jest najwięcej?
Raczej nie. Nieznacznie więcej pracy mamy w wakacje.
Alkohol wpływa na młody organizm tak samo jak na dorosły? Powoduje takie same reakcje?
U dzieci znacznie szybciej dochodzi do niepożądanych objawów. Powyżej 1 promila obserwujemy już zaburzenia równowagi, wydłużony czas reakcji, zachowania nieadekwatne do sytuacji. Powyżej 2 promili to już są zawsze stany faktycznie silnego upojenia alkoholowego. Nawiązanie kontaktu z nastolatkami mającymi 2,5–3 promile alkoholu w surowicy krwi jest bardzo utrudnione, często wręcz niemożliwe. Zazwyczaj nie są w stanie ustać na nogach, a powyżej 3 promili przeważnie tracą przytomność.
Czy takie upicie może się odbić na zdrowiu młodego pacjenta? Czy wystarczy poczekać i podać kroplówkę?
Jednorazowe upicie się na szczęście nie powinno bardzo negatywnie odbić się na zdrowiu nastolatka. Chyba że wypił bardzo dużo i był głęboko nieprzytomny. Jeśli zaś jest to jednorazowy wybryk, a stężenie alkoholu osiągnęło od 0,5 do 1 promila, to pacjent po spędzeniu doby na oddziale i intensywnym nawadnianiu budzi się rano, ma kaca i bez większych konsekwencji idzie do domu.
Oczywiście chciałbym wyraźnie podkreślić, że młodzież w ogóle nie powinna pić alkoholu. Każde, nawet najmniejsze ilości mogą być dla nieletniego człowieka groźne – np. w razie upadku dochodzi do urazu głowy.